sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 14

Nie jestem w stanie opisać co w tym momencie czułam. Mój świat runął w gruzach, czułam się bezsilna, załamana. Wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego ale nie aż tak. Moje życie było jedną wielką rozsypką tak samo jak moje serce po stracie mojego starszego brata, Zayn zjawił się niespodziewanie w moim życiu, naprawił je, posklejał każdy odłamany kawałeczek, a teraz moje życie znowu się rozsypało. Jeżeli coś mu się stało to sobie tego nie wybaczę. Przecież mogłam dzwonić do niego aż do skutku, w końcu na pewno by odebrał.

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę nawet się nie żegnając i spojrzałam na Scarlett zaszklonymi oczami.

- Co się stało?- podeszła do mnie ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.

- Zayn... on...- nie mogłam nic powiedzieć, nie byłam w stanie tego z siebie wykrztusić.

- On co?- dociekała.

- On miał wypadek.- łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja stałam dalej osłupiała.

Przyjaciółka podeszła do mnie z rozłożonymi ramionami, a ja nie czekając ani chwili dłużej przytuliłam się do niej i zaczęłam płakać. Scarlett pocierała moje plecy uspokajająco , a ja dalej zanosiłam się głośnym szlochem mocząc ramię blondynki.

- Van, musimy jechać do szpitala, wiem, że to trudne, ale musisz się uspokoić, nawet nie wiemy co mu jest.- jej głos stłumiła moja szyja, w której ona schowała głowę, ale powiedziała wystarczająco głośno, abym ją usłyszała.

- Masz rację.- odsunęłam się lekko od przyjaciółki.

Scary patrzyła na mnie współczującym wzrokiem, a na jej twarzy widniał smutek. Nie wiedziałam w ogóle co mam robić, stałam po prostu w tym samym  miejscu patrząc na Scarlett.

- Chodź, wezmę samochód taty i pojedziemy do szpitala, a ty weź swoją bluzę, bo jest już zimno na dworze.- powiedziała zarzucając mi na plecy moją szarą, cieplutką bluzę i pociągnęła za rękę do samochodu.

Po jakichś 15 minutach wchodziłyśmy już do szpitala, kierując się w stronę sali 132, po tym jak recepcjonistka powiedziała nam gdzie leży Zayn. W korytarzu zauważyłam mamę Mulata, Waliyhę i Doni, które siedzą na niebieskich krzesełkach przed salą. Wali jak tylko mnie zauważyła, podbiegła do mnie i mocno wtuliła, co zrobiłam i ja.

- Co z nim?- zapytałam łamiącym się głosem nadal tuląc jego siostrę.

- Zabrali go na jakieś badania, jest nieprzytomny, tylko tyle nam powiedzieli.

Usiadłam na niewygodnym krześle obok Wali. Scarlett pojechała do domu jakieś 15 minut temu, namawiałam ją chyba pół godziny, żeby wróciła do domu, bo jest już późno i nie ma sensu, żeby tu z nami siedziała i w końcu mi się udało. Z sali brązowookiego wyszedł lekarz, w białym fartuchu, na pewno nie był stary, miał może maksymalnie 25 lat, jak nie mniej. Rodzina Mulata wstała ze swoich miejsc, a ja uznałam, że lepiej zostanę tu, bo i tak mi nic nie powiedzą, bo nie jestem z rodziny , poczekam na Waliyhę, ona mi wszystko powie. Po chwili wszyscy wrócili na swoje miejsca, a doktor poszedł dalej.

- Wiecie już co mu jest?- zapytałam.

- Ma złamane 3 żebra, lekki wstrząs mózgu i rozcięty łuk brwiowy , ale nic po za tym, a jego stan jest stabilny.- powiedziała z ulgą, opierając się o krzesło.

- Nadal jest nieprzytomny?

- Tak, ale ten seksi doktorek powiedział, że niedługo się wybudzi.- zaśmiałam się na jej słowa i odetchnęłam z ulgą.

Nadal martwię się o Zayn'a, nic na to nie poradzę, ale odczuwam wielką ulgę. Na szczęście nic poważniejszego mu nie jest i niedługo się już wybudzi. Jego rodzina pojechała już do domu, kiedy upewnili się, że na pewno z nim zostanę, musieli wracać do małej Safaa'y, która została sama w domu. Po tym jak wyszli, ubrałam na siebie ten dziwny, zielony fartuch, stanęłam przed drzwiami jego sali, wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka, podchodząc do łóżka szpitalnego, na którym leżał brunet. Usiadłam na plastikowym krześle obok niego i chwyciłam jego dużą dłoń w moje małe ręce, kreśląc małe kółeczka po zewnętrznej stronie jego ręki. Nie wiem jak długo tam siedziałam, ale poczułam głód i senność, jednak nie mogłam go zostawić. Jak tak na niego patrzałam to aż mi się smutno robiło. Miał całą poobijaną, posiniaczoną i podrapaną twarz,a z jego zaszytego łuku brwiowego nadal sączyło się trochę krwi. Spuściłam głowę w dół, a z moich oczu spłynęło kilka słonych łez. Patrzyłam na moje kolana ze spuszczoną głową nadal płacząc, dopóki nie poczułam, że jego ręka lekko zaciska moją dłoń, uniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz, otwierał powoli oczy, patrząc na sufit, dopiero po kilku minutach otworzył w pełni oczy, a jego spojrzenie padło na mnie.

- Vanessa?- zapytał ochrypłym głosem, a mnie aż ciarki przeszły od jego seksownego głosu... nawet leżąc w szpitalu potrafi być seksowny. - gdzie ja do cholery jestem?- kontynuował przecierając twarz wolną ręką i syknął z bólu, kiedy natrafił na swoją brew.

- Leż spokojnie, jesteś w szpitalu, miałeś wypadek..- wytłumaczyłam mu i cmoknęłam jego dłoń ,lekko się do niego uśmiechając.

- Głowa mnie napierdala i co ja mam na brwi?

- Szwy.- odpowiedziałam szybko.

- Jakie szwy?

- Miałeś rozcięty łuk brwiowy, chyba na prawdę mocno walnąłeś tą głową, że nie potrafisz skojarzyć faktów.- zaśmiałam się lekko, co zrobił i on.

- Co ci strzeliło do głowy, żeby się ścigać, oszalałeś?- powiedziałam lekko zdenerwowana.

- Daj spokój Van...

- Obiecuje ci, że jak tylko stąd wyjdziesz to cie uduszę.

Chłopak zaśmiał się, a do sali wszedł lekarz, mówiąc mi, że powinnam wracać już do domu, bo jest 3 nad ranem. Pożegnałam się Zayn'em, zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu tłumacząc wszystko tacie, cioci i bratu.


Cześć!
Rozdział stosunkowo krótki, bo nie chciało mi się zanudzać Was na śmierć opisując wszystko co działo się w szpitalu itd. ale never mind... 
Jeszcze jakieś 8 rozdziałów + epilog i koniec Where Do Broken Hearts Go i pytam się Was już teraz, czy chcecie drugą część przygód Zayn'a i Vanessy?
Z resztą, zrobię ankietę, więc będziecie mogli głosować, pytam się już teraz,bo jeśli tak, to będę musiała już coś wymyślać powoli. :)
Trzymajcie się, Ronnie. :)

2 komentarze: