wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 11

Soundtrack:

Minęły dwa tygodnie od tego wszystkiego, Zayna widziałam raz, może dwa i to tylko na jakichś imprezach... chłopak umie się pocieszać...

Z resztą sama nie jestem lepsza, "nałożyłam" moją maskę i udaję, że wszystko jest w porządku. Zawsze tak robię po tym, jak w moim życiu stanie się coś nie tak. Od tego czasu chodzę na imprezy ze Scary, zaczęłam spotykać się z Andym , ale tylko jako przyjaciele oczywiście no i wrócił mój największy problem, czyli samookaleczanie Zayn zniszczył moje dotychczasowe życie, nie zostało mi dosłownie nic.

Siedzę na ganku i czekam na mojego ukochanego braciszka Nicolasa... kocham go i w ogóle ale to diabeł w ciele aniołka dosłownie... Nick i ja nie jesteśmy do siebie w ogóle podobni, nasze rysy twarzy diametralnie się od siebie różnią, on ma gęste włosy a ja wprost przeciwnie, on ma proste włosy, ja kręcone, on jest wysportowany a ja nie za bardzo. Nie jestem otyła, jestem raczej szczupła ale nie wysportowana. Mój braciszek jest ode mnie o dwa lata młodszy, ale dużo wyższy i jak wspominałam to CZYSTE WCIELENIE DIABŁA. Ile ja mam po tym małpiszonie blizn... cały czas o coś się tłuczemy jak nie o pilota to o kanapki, jak nie o kanapki to o to kto pierwszy idzie do kibla, jak nie o kibel to o szczotkę, suszarkę, o mysie naczyń i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność , ale właśnie mój braciszek wyszedł z samochodu razem z tatą... żegnajcie spokojne wakacje, w zasadzie już Zayn jest spieprzył , no ale obecność mojego brata, codzienne bitwy z nim itd. są dużo gorsze od Malika... chyba...

- Cześć Vansiku- Boże... dlaczego on tak dalej na mnie mówi... panie Boże daj mi spokój, bo jak dasz siłę to go chyba tu ubiję!

- Hej małpiszonie. - odgryzłam się mu i lekko przytuliłam.

Pobiegłam do mojego taty i uwiesiłam się na jego szyi. On chyba jedyny mnie w tej rodzinie rozumiał. Bardzo go kocham po mimo tego, że czasami potrafi być naprawdę upierdliwy.

- Cześć tato.- mój głos został stłumiony przez jego szyję, w którą się wtuliłam, ale powiedziałam wystarczająco głośno, aby to usłyszał.

- Cześć córeczko.- powiedział całując mnie w głowę. - Vanessa, zaraz mnie udusisz, więc jeśli chcesz mieć ojca to lepiej puść. - powiedział śmiejąc się, od razu go puściłam i trochę odsunęłam.

- Przepraszam, cioci nie ma, bo pojechała ze swoim chłopa...- nie dane było mi dokończyć, bo przerwał mi mój tata.

- Wiem, wiem i dlatego tu jestem, żeby pilnować moich smerfów , bo inaczej byście się tu pozabijali sami.- znowu zaczął się śmiać , a ja dołączyłam do niego.

Nick przyszedł i zabrał swoje walizki i poszliśmy całą trójką do domu. Tata pojechał na zakupy, bo uznał że nie ma nic do jedzenia i zostawił mnie samą z tym patałachem... umrę tu... ja ja w ogóle z nim wytrzymuję na co dzień?

- Van, oddaj mi tego cholernego pilota.- powiedział groźnie.

- Po moim trupie, palancie. - powiedziałam wkurzona... coś tak czuję , że zaraz będzie tu niezła bitwa.

- Da się zrobić.- stwierdził z zadziornym uśmiechem, wziął poduszkę i zaczął mnie nią tłuc , co po chwili zrobiłam i ja.

- Zostaw mnie w spokoju idioto! - krzyknęłam na brata.

- To oddaj mi pilota, chcę oglądać mecz!

- W dupie mam twój zasrany mecz! - krzyknęłam i rzuciłam się z poduszką na chłopaka.

- Uspokoić się bachory! - krzyknął mój tata, zabierając nam poduszki i patrząc na nas tym zdenerwowanym wzrokiem, a my nagle siedzieliśmy jak potulne baranki gapiąc się na siebie nienawistnie z założonymi na pierś ramionami. - Nie można was na 30 minut samych zostawić, bo zaraz się tłuczecie.- kontynuował już spokojniej.

- To ona zaczęła.- powiedział naburmuszony, a mnie normalnie krew zalała.

- Ja?! A kto się na mnie z poduszką rzucił co?! - krzyknęłam na niego , po czym on zrobił to samo i zaczął się wielki harmider.

- Zamknąć się dzieciaki!- znowu krzyknął.- Van do kuchni robić kolacje, a ty siadaj tu i oglądamy mecz. - CO PROSZE?!

- Co?! No chyba wam się coś w głowach poprzewracało! Nie robię żadnej kolacji, sami sobie róbcie szympansy.

- Taty nie posłuchasz?- zapytał starszy mężczyzna zwany moim ojcem...

Kiedy chciałam odpowiedzieć do domu wbiegł zmachany Niall najprawdopodobniej zmęczył się tak biegnąc do mnie. Czego on chciał? W sumie ja i on nie znamy się za dobrze, no ale znajomymi jesteśmy.

- Niall? - zapytałam zaskoczona. - co ty tu robisz? - zapytałam.

- Kto to?- zapytał mój ojciec.

- Przepraszam zapomniałem się przedstawić, Niall Horan, znajomy Vanessy.- przedstawił się wyciągając dłoń w jego stronę.

- Kevin McCartney, tata Vanessy.- odpowiedział ściskając rękę blondyna.

- Vanessa- powiedział zwracając się do mnie.

- Tak?- zapytałam.

- Zayn...- powiedział urywając.

O co chodzi? Coś mu się stało? W ogóle po co przychodzi tu do mnie i zaczyna mi o nim gadać, przecież wie co się stało.

- Nie chcę o nim rozmawiać. - powiedziałam stanowczo.

- Van to naprawdę ważne!- podniósł głos, a ja odruchowo się wzdrygnęłam.

- Coś się stało?- powiedziałam wzdychając.

- Tak. Źle z nim.- odpowiedział.

- Co się do cholery stało?

- Musisz ze mną jechać.- odpowiedział smutny.- tylko ty mu możesz pomóc, nawet mnie już nie słucha.

- Przepraszam jeśli można, ale kim jest Zayn i czemu musisz z nim jechać? - wtrącił mój ojciec.

- Tato... Zayn to mój... ehh, nawet nie znajomy... zresztą powiem ci jak wrócę. Mogę mu pomóc tato? Nic mi nie będzie, Zayn mnie nie skrzywdzi obiecuję. - w zasadzie po co ja mu to mówię i tak i tak go nie zna...

- Dobrze, ale uważaj na siebie i wracaj szybko. - pocałował mnie w czoło, a ja zaraz po tym pobiegłam po bluzę i zaraz potem znajdowałam się w samochodzie niebieskookiego.

- Co z nim? - zapytałam przerywając ciszę.

- Źle... bardzo źle. Jest bardzo pijany... chleje odkąd go zostawiłaś, a na dodatek podobno spotkał Alice, tą sukę. - odpowiedział zmartwiony blondyn.

- I niby jak ja mam mu pomóc? - spytałam.

- Nie wiem Van, on gadał coś o tobie, więc postanowiłem po ciebie pojechać.

- Nie wiem czy dam radę.- westchnęłam.

- Chociaż spróbuj okej?

- Spróbuję.

Po jakichś 15 minutach staliśmy pod jakimś domem. Niall otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Od razu dopadł mnie ostry smród alkoholu i papierosów, który strasznie piekł moje nozdrza. Całe pomieszczenie było zdemolowane, jakby przeszło przez nie tornado, ale to nie żadne tornado tylko Zayn pieprzony Malik.

- Gdzie on jest? - zapytałam blondyna idącego tuż obok mnie.

- Pewnie śpi albo pije na górze.- odpowiedział i zaprowadził mnie do sypialni.

Na łóżku leżał Zayn, jego policzki pokrywał dłuższy niż miał w zwyczaju zarost, miał na sobie dresy i białą, poplamioną bluzkę. W pokoju widać było unoszący się dym papierosowy i czuć było jeszcze wyraźniej zapach wódki i innych tego typu trunków.

- Zostawię was samych. - szepnął mi na ucho chłopak i wyszedł z pokoju.

Jak miałam z nim do cholery gadać skoro on spał? Nie chcę go budzić szczególnie jeśli może być pod wpływem. Po pokoju walają się chyba setki butelek po piwie i innych trunkach takich jak szkocka itd. Otworzyłam okno, bo długo tu nie usiedzę wdychając ten zapach, zebrałam wszystkie puszki i butelki z pokoju i wyrzuciłam je do kosza na śmieci. Kiedy wróciłam usiadłam obok Zayna i nie wiem dlaczego ale zachciało mi się płakać. Był taki biedny, nawet jak spał było widać , że jest smutny, gdzie podział się ten chłopak sprzed dwóch tygodni? Kilka kosmyków włosów opadło mu na twarz i nie wiem co mnie naszło ale odgarnęłam mu je do góry i pogładził go lekko po zakrytym przez zarost policzku. Brunet nadal spał... kurde może mu  coś się stało? Mulat zaczął lekko otwierać oczy ,a mnie nagle ogarnął strach i nie wiedziałam co zrobić.

- Vanessa? Co ty tu robisz?- powiedział zszokowany szybko siadając.

Jego oczy nie były jak kiedyś, straciły ten blask i iskierki, były po prostu brązowe, właściwie kawowe. Język uwiązł mi w gardle i nie potrafiłam nic zrobić, moje ciało zesztywniało i nie mogłam wykonać ani jednego ruchu.

- Po co tu przyszłaś? Pośmiać się? Proszę bardzo... gorzej czuć się nie mogę.- powiedział , a mnie aż serce zakuło, jak mógł tak o mnie myśleć.

- N-nie przy-yszłam t-tu p-po to.- zaczęłam się jąkać... cholera Van nie jąkaj się.

- Więc po co?

- N-nie w-wiem. T-to N-niall.

- No jasne...

- Z-zayn, c-co się stało?- zapytałam.

- Od kiedy się jąkasz? - zapytał, a moje policzki przybrały pewnie odcień buraka.

- Co się stało?- ponowiłam swoje pytanie.

- Jeszcze się pytasz? Zostawiłaś mnie, a potem jeszcze ta suka... po co tu przyszłaś?

Czuję się teraz źle , to ja po części doprowadziłam go do tego stanu... wygląda tak bardzo źle, jakby nic ostatnio nie jadł tylko pił...prawie się popłakałam ale zdążyłam wstrzymać ocean łez, tak bardzo za nim tęskniłam... teraz mam ochotę po prostu go przytulić i powiedzieć mu, że go kocham i nigdy nie zostawię.

- Przyszłam ci pomóc. - powiedziałam nieśmiało.

Brunet zaśmiał się po czym powiedział.

- Ty? Pomóc mi? - jeszcze głośniej się zaśmiał. - Jesteś naprawdę żałosna Van, myślałaś, że ja na serio cie kocham?- roześmiał się jeszcze głośniej a ja poczułam wzbierające się łzy w moich oczach. Co on mówi? Nie, to nie prawda, nie mógł mi tego zrobić... on po prostu nie mógł...

- A-ale...- nie wiedziałam co powiedzieć.

- Jesteś żałosna, myślisz że mógłbym cie pokochać? Ja nie kocham nikogo... a szczególnie nie ciebie. Byłaś tylko i wyłącznie jedną z moich zabawek... byłaś taka ślepa? Myślałem, że jesteś mądrzejsza... moim celem było tylko i wyłącznie zdobyć twoje majtki. Jesteś naprawdę śmieszna Vanesso, ty nawet nie jesteś w moim typie.

Jak on mógł... moich odczuć po prostu nie da się opisać, jak on może mówić mi coś takiego? Ja... ja naprawdę myślałam, że ja... ja i on... to... to naprawdę...on ma rację...

- Masz rację, jestem żałosna, ale wiesz dlaczego? Bo pomimo tego wszystkiego nadal tutaj jestem! A Ty masz czelność mówić mi takie rzeczy! I wiesz co? To ty tu jesteś żałosny i naprawdę powinieneś się leczyć! Jesteś pieprzonym dupkiem! Jesteś pieprzonym, aroganckim dupkiem! Jebanym rozpuszczonym nastolatkiem! Powinieneś iść się leczyć! Kłamiesz mi prosto w oczy, na początku mówisz, że twój stan jest przeze mnie i nagle zmieniasz zdanie i mówisz mi , że jednak nie? Pieprz się Malik. Możesz być w stu procentach pewien , że już nigdy w życiu mnie nie zobaczysz! Nie chcę cie znać! Przyszłam tu, bo się martwiłam, a ty do cholery mówisz mi takie gówna! Wiesz ile ja przecierpiałam podczas kiedy ty zapijałeś swoje wszystkie żale tym gównem, wiesz?! Nie wiesz i w tym momencie zabierasz mi resztki mojego zdrowego rozsądku! Po prostu niszczysz moją i tak i tak już zepsutą psychikę do reszty! - powiedziałam podciągając rękaw mojej bluzy tym samym pokazując moje świeże blizny na nadgarstku i całej długości ręki.

Przestraszyłam się kiedy chłopak gwałtownie wstał i podszedł do mnie, więc momentalnie zaczęłam się wycofywać oczywiście trafiając na ścianę... liczyłam na drzwi, cholera. Brunet podszedł do mnie i gwałtownie pocałował, całował mnie namiętnie z pożądaniem ale też robił to delikatnie i spokojnie pocierając mój policzek kciukiem, a drugą dłonią przyciągał mnie jeszcze bliżej do swojego ciała. Przez chwilę próbowałam go odepchnąć, waliłam go pięściami po klatce piersiowej i pchałam z całych sił, ale on nawet nie drgnął. Zrezygnowana oddałam pocałunek, nie oszukujmy się, czekałam na to od dwóch tygodni. Jego oddech pachniał jakąś wódką ale nie przeszkadzało mi to w ogóle, on sam pachniał papierosami i jakimś trunkiem, swoje ręce ułożyłam na jego ramionach wplatając palce w jego kruczo-czarne włosy lekko za nie pociągając. Chłopak odsunął się na moment i spojrzał znowu w moje oczy, a ja dostrzegłam w nich na nowo te same iskierki i blask, te oczy u niego kochałam, ten piękny karmelowo - kawowy odcień.

- Przepraszam, byłem wkurzony... nie mówiłem prawdy.- powiedział smutny.

- Wiem, wiem Zayn.- westchnęłam i ponownie złączyłam nasze usta w pocałunek.





Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć.
No i macie, serduszko Malikowi nie pękło. ^^
Ale zawsze może, c'nie? :D
Komentujcie, wbijajcie na aska, link macie w zakładce "Stronki Fanfiction", no i gdybyście mogli i polecajcie i wbijajcie na Wattpada. :)
3kom. - nowy rozdział.
Do następnego napisania. :)
Aha i możecie podać twittera w komentarzach, to będę informowała Was o rozdziałach.Chyba stworze jutro taką zakładkę... albo nie , zrobię ją teraz, więc wpisujcie się na listę.
Wasza Ronnie. :3

3 komentarze: